22 listopada 2008, 23:30
"jedyną przyczyną cierpienia, z wyjątkiem fizycznego bóu, jest przywiązanie. porzućcie więc wasze przywiązania, a odnajdziecie spokój" Anthony de Mello
"jedyną przyczyną cierpienia, z wyjątkiem fizycznego bóu, jest przywiązanie. porzućcie więc wasze przywiązania, a odnajdziecie spokój" Anthony de Mello
znow ten sam problem... bylo dobrze przez jakis czas (pare lat?) a teraz znowu sie pieprzy. wiem, ze to jest nadmiar zlych wydarzen, byc moze nie radzi sobie z tym bo chyba nikt z nas do konca nie umie sobie z tym poradzic... ale czy to jest powod do ranienia swoich najblizszych? do przepuszczania przez palce wlasnego zycia? boje sie o tym rozmawiac, nie nauczono mnie rozmowy... z nikim. nie potrafie postrzegac samej siebie normalnie. z reszta, co to znaczy normalnie? cholera. i gdzie to moje szczescie?
spadl dzis piekny bialy snieg. pod tym wzgledem lubie zime, lubie ta ciepla, otulajaca biel... przynajmniej ogladajac ja z mojego okna. wlasciwie nie chce napisac zis nic specjalnie sensownego. natlok swiatecznych reklam w tv troche mnie dobija, moze troche przeraza. nie czekam i nie ciesze sie na te swieta. wiem, ze bedzie to jedno z najsmutniejszych przezyc tego roku... swieta, podczas ktorych usiedziemy do wigilijnej kolacji pograzeni w niesamwitym, brzkresnym smutku. przez caly ten 'radosny' dla innych czas przygotowywan nie moge powstrzymac lez. nie mozemy.
nareszcie jakas refleksja... dlaczego nachodza mnie zazwyczaj kiedy slucham smutnych kawalkow, kloce sie z kims kogo kocham albo przezywam tragedie? zycie nie jest proste. a dzis czynnikiem nastrajajacym jest jedna z najpiekniejszych piosenek jakie slyszalam... a odkrylam ja wczoraj ogladajac cudowny film.
jakis czas temu ktos zapytal mnie czy jestem szczesliwa. odpowiedzialam ze nie do konca, ale... mysle ze szczescie jest pojeciem wzglednym. mimo tej wielkiej tragedii ktora wydarzyla sie w moim zyciu trwa ono dalej... i mimo ze bol jest czesto tak silny, nie moge powiedziec ze jestem czlowiekiem nieszczesliwym. tesknie, oczywiscie, byla kims kogo kochalam ponad wszystko ale jest wielu ludzi ktorych kocham TUTAJ i ktorzy kochaja mnie... mysle ze potrafie to docenic. a wiec w pewnym sensie uwazam ze jestem szczesliwa, chociaz pisanie o tym doprowadzilo mnie do lez.
dzień jak codzień. w natłoku zwykłych spraw i zajęć kryje się mój mały niezwykły świat. mijając mnie na ulicy niczego nie zauwazysz... a moze jednak niektorzy potrafia? dostrzec we mnie iskre, to, co zachowuje dla tego jedneo człowieka w zaciszu naszej sypialni... wiem ze nigdy nie bedzie w stanie sie oprzec. fetyszystka? nalogowa uwodzicielka...?